Jeśli jest 2003 rok w Tokyo, jak samotni jesteśmy?

Lost in Translation: miłość i samotność, 21 lat później

To śmiesznie odpowiednie, że zwrot “lost in translation” nie ma swojego bezpośredniego tłumaczenia na polski, chociaż polski tytuł “Między słowami” nie jest złą próbą. Robiąc kalkę językową - “zgubione w tłumaczeniu” to wszystko to co traci się w tłumaczeniu, wszystkie skojarzenia kulturowe, nacechowanie emocjonalne słów i zwrotów, to co znaczą dla danej osoby. Fundamentalna niedoskonałość komunikacji. Jeśli rozmawiamy o kolorach, skąd wiem, że to jak ja widzę zielony to to samo jak ty widzisz zielony?

Pierwszy raz oglądałem Lost in Translation Sofii Coppoli wkrótce po premierze tego filmu w 2003 roku. Opinia krytyczna było wówczas dość jednoznaczna: jest to fantastyczny film, najlepsza rola Billa Murraya, a ta cała Scarlett Johansson to bardzo obiecująca młoda aktorka. Miałem wtedy 15 lat i na mnie ten film nie zrobił jakiegoś dużego wrażenie. Teraz oglądnąlem go po raz drugi i od razu stał się to jeden z moich ulubionych filmów. Ewidentnie potrzebowałem do niego dorosnąć. Ale co to właściwie znaczy? Co musiało się we mnie zmienić, żebym potrafił docenić ten film?

Bohaterowie Lost in Translation, to starszy amerykański aktor Bob Harris, grany przez Billa Murraya, który przyjechał do Japonii zarobić 2 mln dolarów reklamując tamtejszą whisky i (być może) uciec na chwilę od żony, z którą jest już 25 lat, dzieci, o których urodzinach zapomina i remontu domu. W hotelu Bob poznaje Charlotte, graną przez Scarlett Johansson, która przyjechała do Japonii z mężem - fotografem mającym zrobić zdjęcia zespołowi rockowemu, z którym nie jest pewna czy cokolwiek ją jeszcze łączy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w 2003 roku Sofia Coppola rozwiodła się ze Spikiem Jonze, który zaczynał karierę reżyserując teledyski zespołów rockowych. Osiem lat później Spike wyreżyserował film Her, również ze Scarlett Johansson, który ponoć jest jego perspektywą na to małżeństwo. Scarlett zdaje się więc mieć monopol na granie postaci inspirowanych Sofią Coppolą.

Jedną z rzeczy która czyni Lost in Translation filmem trudnym do zrozumienia dla piętnastoletnich chłopców to język filmowy którego używa do opowiedzenia historii. Większość amerykańskich filmów romantycznych jest bardzo dosadna w mówieniu o miłości. Częste są patetyczne i dramatyczne wyznania miłości, bohaterowie dużo mówią o tym co czują do tej drugiej osoby, jaki świat jest inny kiedy ta osoba jest obok. Tego typu filmy tworzą pewien obraz miłości. Nawet jeśli widz nie doświadczył wcześniej tego typu uczuć, oglądając taki film doświadcza ich wraz z bohaterami. W ten sposób filmy romantyczne potrafią być dla miłości tym czym pornografia jest dla seksu, tworząc przerysowane, nierealistyczne oczekiwania.

Zanim różowe włosy straciły swoją niewinność

Lost in Translation używa dużo subtelniejszego języka. Nikt nie mówi bezpośrednio o swoich uczuciach. Film używa raczej naszego własnego bagażu doświadczeń, pokazując obrazy w których to my musimy doszukać się znaczenia i znanych nam emocji. Bob ogląda przez szybę samochodu billboardy pełne niezrozumiałych dla siebie znaków. Charlotte wpatruje się w okno pokoju hotelowego, kiedy jej mąż śpi i chrapie. Próbuje go zbudzić, ale ten mówi jej, żeby szła spać. Sofia Coppola pokazuje ludzką samotność w bardzo błahych rzeczach. Żeby docenić Lost in Translation, musisz umieć rozpoznawać niuansy więzi z ludźmi. Wiedzieć jak to jest potrzebować być zauważonym, odezwać się do kogoś bliskiego tylko po to, żeby ta osoba przegapiła, że potrzebujesz porozmawiać, w natłoku swoich codziennych spraw. Jak to jest poznać kogoś, kto zdaje się naprawdę cię dostrzegać i dać się temu ponieść. W końcu jak to jest zerwać tą więź i odejść od tej osoby. Ale czy to była prawdziwa, głęboka więź, czy tylko wypełniamy to czego nie wiemy tym co chcielibyśmy zobaczyć?

W finałowej scenie Śniadania u Tiffanyego Holly Golightly jadąc na lotnisko, odrzuca miłość głównego bohatera. “Jestem jak ten bezimienny kot, nie należymy do nikogo i nikt nie należy do nas, nie należymy nawet do siebie nawzajem”. Wyrzuca kota z auta, ale chwilę później każe zatrzymać samochód i wysiada, w deszczu, szukać go. Decyduje się w końcu należeć do kogoś.

W finałowej scenie Lost in Translation, Bill Murray jadąc na lotnisko każe zatrzymać samochód gdy widzi Scarlett Johanson na ulicy. Tym razem jednak nie czeka nas wielki romantyczny moment, zakończony happy endem. Szepcze jej coś do ucha i wraca do auta. Nam zostaje domyślanie się, co mogł jej powiedzieć. Bohaterowie Lost in Translation nie należą do siebie. Prawdopodobnie do swoich małżonków również nie. Są fundamentalnie samotni, nawet będąc z kimś. Tylko na krótką chwilę udało im się przebić przez pole oddzielające ludzi od siebie, żeby dojrzeć przebłyski drugiej osoby. Być może czasem to najlepsze na co możemy liczyć.

“Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, noszę ją w sobie od urodzenia i choćbym nie wiem jak się starał, nie uda mi się o tym zapomnieć (...).” - Haruki Murakami, “Norwegian Wood”

Jakie są najsłynniejse historie miłosne? Romeo i Julia, Casablanca, Przeminęło z Wiatrem. Żadna z tych historii nie kończy się happy enedem. Fundamentalnie filmy romantyczne z happy endem nie są tak dobre jak te w których pokazany jest koniec miłości, bo zawsze podświadomie rozpoznajemy historie z happy endem jako niekompletne. Żeby pokazać prawdziwą miłość, w całym swoim pięknie i bólu, trzeba pokazać jak się kończy.

"This is love - missing her, because she’s gone, wanting to die. You’re so lucky, you’re like a walking poem. Would you rather be some kind of fantasy? Some kind of a Disney ride?”
Niestety, świadomość piękna tragedii nie czyni jej mniej tragiczną. Jedynie bardziej piękną.

Jak wyglądają opinie o Lost in Translation w perspektywie dwóch dekad? Dla Billa Murraya jest to prawdopodoobnie wciąż najlepsza rola. Co prawda miał później wiele dobrych kreacji, m.in w Broken Flowers Jima Jarmuscha, lub w flimach Wesa Andersona, ale żadna którą znam nie łączyła takiego subtelnego humoru z głęboką i dwuznaczną wrażliwością emocjonalną. Również opinie o Scarlet Johansson się sprawdziły. Aktorka w kolejnych latach miała wiele wspaniałych ról, m.in. w filmach Woodyego Allena: Match Point, Scoop, czy Vicky Christina Barcelona. Później była wspomniana już rola w Her Spike’a Jonze, gdzie udowodniła jak głębokie emocje jest w stanie przekazać samym głosem. I chociaż obecnie kojarzy się z bardziej komercyjnych ról w filmach Marvela, to Marriage Story z 2019 roku pokazuje, że wciąż bardzo dobrze odnajduje się w trudnych rolach i historiach rozpadających się związków.

Lost in Translation wciąż pozostaje arcydziełem. Historia bohaterów zmagających się z samotnością będąc pośród ludzi, z poczuciem samotności, kiedy nie jest się samemu, jest współcześnie nawet bardziej aktualna niż wcześniej. Szkoda tylko, że twórczość Sofii Coppoli nie utrzymała się na tym samym poziomie. Jej filmowy debiut filmowy Virgin Suicides był wspaniałym, nietypowym spojrzeniem na życie nastolatek z genialną muzyką (nie chcę znać nikogo, kto po oglądnięciu tego filmu nie pokochał Playground Love). Lost in Translation było jej drugim filmem pełnometrażowym i zdobyło Oskara za scenariusz. Lecz już Maria Antonina, jej kolejny film, nie był tak ciekawy i do tej pory nie udało jej się powtórzyć artystycznego sukcesu swojego drugiego filmu.

Jednak do Lost in Translation wciąż warto wracać. Skomplikowany, niejednoznaczny, piękny. To film, który pokazuje, że czasem nasze najważniejsze relacje mogą trwać tylko sekundę.